Jak tu być innowacyjnym naukowcem?
W minionych miesiącach ukazał się szeroko komentowany w mediach raport stworzony pod patronatem prof. Jerzego Hausnera i zespołu który koordynował. Jego tytuł to „Kurs na innowacje. Jak wyprowadzić Polskę z rozwojowego dryfu?”. Jest to 108 stronnicowy tekst o tym w jaki sposób przekształcić Państwo Polskie ze zbiurokratyzowanej machiny importującej innowacyjne rozwiązania z zewnątrz, w sprawnie działający kraj stawiający na inwestycję w badania i rozwój i wytwarzający we własny zakresie nowoczesne technologie.
Jako główna przyczyną braku innowacyjności w Polsce są wskazywane oczywiście niskie nakłady publiczne na badania i rozwój. Jest to jedna z przyczyn – raport nie zwraca jednak uwagi na następujący problem strukturalny w szkolnictwie wyższym utrudniający lub wręcz zniechęcający polskich naukowców do publikowania swoich osiągnięć. Jest to dość specyficzny sposób przyznawania punktów ośrodkom naukowym, na podstawie których określane są im m. in. dotacje z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W tym systemie dość wysoko punktowane są publikacje w zagranicznych czasopismach naukowych z tzw. Listy Filadelfijskiej. Prof. Hausner pisze:
„W ramach międzynarodowej współpracy publikacyjnej przedstawiciele polskiej nauki publikowali średnio 186 publikacji na 1 mln mieszkańców, co stanowiło 70% średniej unijnej. Jednak znaczenie tych publikacji było stosunkowo niewielkie: spośród 10% najczęściej cytowanych publikacji zaledwie 4% było autorstwa Polaka, co stanowiło 35% średniej unijnej. Skromne osiągnięcia polskiej nauki nie zachęcały też obcokrajowców spoza UE do podjęcia w naszym kraju studiów doktoranckich – stanowili oni nieco ponad 2% wszystkich doktorantów (12% średniej UE).”
W moim odczuciu, popartym pewną stycznością z środowiskiem akademickim, publikowanie wyników swoich badań na łamach prasy (zwłaszcza międzynarodowej) jest dla polskiego naukowca niekorzystne. Dzieje się tak ponieważ badania naukowe (zwłaszcza te dotyczące sektora technologicznego) to proces ciągły. Upubliczniając na pewnym etapie ich wyniki dany zespół badawczy naraża się na ryzyko „przejęcia” i kontynuacji projektu przez kraj, który ma większe możliwości finansowe.
Prowadzi to do tej samej konkluzji wynikającej z raportu – niewystarczających nakładów na naukę oraz oderwanie badań od realnej gospodarki. Nie mniej, biorąc pod uwagę wspomniany przeze mnie fakt, warto by rozważyć inny system gradacji ośrodków naukowych. Oparty – przynajmniej na tym etapie o bardziej zachęcające do prowadzenia badań czynniki. Nie ma chyba nic bardziej deprymującego dla naukowca niż transfer projektu do innego (najczęściej zagranicznego) ośrodka badawczego zupełnie za darmo tylko i wyłącznie dlatego, że praca nie może być dokończona bo wydział musi dostać punkty do rankingu z bieżącej działalności. Jak można oceniać ośrodki naukowe z roku na rok podczas gdy badania naukowe potrafią (i trafiają!) latami!
Stawia to polskich naukowców między młotem a kowadłem. Muszą oni dokonać wyboru między przyszłością ich badań, a przyszłością wydziału na którym pracują. Nie ma dobrego dla innowacyjności kraju wyboru między tymi dwoma alternatywami. W związku z tym polskie publikacje są tworzone aby generować punkty dla wydziału a nie tworzyć prestiż i renomę polskiej nauki. Na koniec kolejny cytat, który moim zdaniem, jest reminiscencją moich wcześniejszych spostrzeżeń.
„Wartość wskaźnika dotyczącego wniosków patentowych złożonych w EPO (European Patent Office) kształtowała się dla Polski na poziomie 0,31 wniosku patentowego na 1 mld PKB wyrażonego w euro według standardu siły nabywczej. Stanowiło to 8% wartości średniej dla krajów UE i w latach 2004–2009 wskaźnik ten nie uległ zmianie.”
Jak mówić o innowacyjności w długim terminie skoro w krótkim nic jej nie sprzyja?
Komentarze 0