Komentarz dzienny
W kalendarzu mieściło się dziś bardzo mało publikacji jednak dzień pomimo tego okazał się być bardzo ciekawy za sprawą nowej polityki wprowadzanej przez Bank Centralny Anglii oraz wypowiedzi Jamesa Bullarda, członka FED.
Rynek nieruchomości w Wielkiej Brytanii pozostaje bardzo gorącym tematem w ostatnich miesiącach, ponieważ przejawia on symptomy bańki, którą widzieliśmy siedem lat temu w Stanach Zjednoczonych. Stąd istnieje wiele wątpliwości, czy obecny kierunek polityki monetarnej nie doprowadzi do przegrzania tego rynku i w następstwie do kryzysu. Powyższy wykres pokazuje ile razy średnią roczną pensję przewyższa średnia cena domu mierzona indeksem Halifax. Obecnie średnio dom kosztuje pięć rocznych wynagrodzeń, co stanowi dość znaczne odchylenie od średniej. Nie obrazuje jednak to dobrze sytuacji na rynku, gdyż głównie bańka powstaje w samym Londynie, gdzie nieruchomości podrożały nawet kilkukrotnie w ostatnich latach. Dziś Bank Centralny Anglii ogłosił, że wprowadza zmiany mające na celu ostudzić rynek nieruchomości. Od października banki będą mogły udzielić jedynie maksymalnie do 15 procent kredytów, dla których wskaźnik wartości kredytu będzie 4,5 razy większy od dochodów kredytobiorcy. Co więcej, nowi kredytobiorcy będą musieli spełnić podwyższone wymagania. Mianowicie będą musieli wykazać, że przy zmianie stóp procentowych o 3 pb. będą dalej w stanie spłacać swoje zobowiązanie, co wydaje się bardzo dobrym posunięciem, gdyż właśnie podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych zapoczątkowały falę niewypłacalności, która w konsekwencji doprowadziła do największego kryzysu finansowego tego stulecia. Mark Carney zaznaczył, że podjęte decyzje nie mają wpływu na samą politykę monetarną i decyzje w sprawie stóp procentowych będą podjęte według innych wskazań. Informacje napływające z UK okazały się sprzyjać funtowi oraz jednocześnie, co ciekawe, brytyjskim spółkom deweloperskim, gdyż spodziewano się, że nowe rozwiązania będą jeszcze ostrzejsze.
Ze Stanów Zjednoczonych napłynęły dzisiaj dane na temat dochodów i wydatków konsumentów. Miesiąc do miesiąca dochody wzrosły o 0,4% a wydatki 0,2%. Niższy wzrost wydatków ogółem jest głównie spowodowany wczoraj opisywanymi kurczącymi się wydatkami na służbę zdrowia. Takie połączenie odczytów pokazuje, że w maju wzrosły oszczędności, które znajdują się już na wyższych poziomach niż przed kryzysem.
Najważniejszy miernik inflacji w USA, czyli PCE Core Index, który skupia się jedynie na wydatkach konsumpcyjnych wzrósł do poziomu 1,5% r/r. Inflacja CPI znajduje się już powyżej 2%. Do tej pory głównie w Stanach Zjednoczonych obserwowany był rynek pracy, jednak przy takim poziomie inflacji staje się ona kluczowym aspektem dla dalszych decyzji FED. Na ostatnim posiedzeniu Janet Yellen stwierdziła, że wysoki poziom CPI jest spowodowany tylko szumem, lecz teraz nadeszło także potwierdzenie ze strony PCE. Jeśli kolejny odczyt za czerwiec pokaże znów wyższy poziom cen, kwestia podwyżek stóp procentowych szybciej niż rynek teraz zakłada znów powróci na pierwszy plan.
Niespodziewanie przed godziną 16:00 wypowiedzi członka FED, Jamesa Bullarda, który nadzwyczaj często dzieli się z rynkami swoimi przemyśleniami, wpłynęły mocno na umocnienie się dolara. Co takiego powiedział tym razem Bullard?
- Rynki nie doceniają jak blisko FED jest osiągnięcia swoich celów.
- Gospodarka powinna sobie poradzić, gdy nadejdzie czas wycofywania się z obecnej polityki monetarnej.
- Rynki powinny wyceniać podwyżki stóp procentowe na podstawie słów członków FED.
Ostatnie zdanie jest dość niesamowite. Pokazuje ono, że przestają się liczyć odczyty z gospodarki, co i tak na przestrzeni ostatnich lat widać po zachowaniu wielu instrumentów finansowych, tylko wypowiedzi członków banków centralnych, którzy ostatnio przyzwyczaili inwestorów do tego, że to oni i ich słowa wywołują zmienność na rynkach.
Komentarze 0