„Polskie” banki ponownie w „polskich” rękach
Po ostatnich rewelacjach dotyczących sytuacji finansowej polskich banków, opublikowanych przez agencję ratingową Moody’s i skutkujących obniżeniem ich ratingu, trzeba się zastanowić na ile realne i słuszne jest jednomyślne stanowisko Narodowego Banku Polskiego i Komisji Nadzoru Finansowego dotyczące tkz. repolonizacji sektora bankowego.
Według badań NBP z 2009 roku (http://www.nbp.pl/systemfinansowy/rozwoj2009.pdf) w Polsce 64 banki prowadziły działalność komercyjną, w tym 39 banków krajowych z przewagą kapitału zagranicznego oraz 18 oddziałów instytucji kredytowych. Oznacza to, że jedynie 7 banków było w rękach kapitału polskiego (prywatnego i państwowego). Ma to swoje źródła przede wszystkim w prywatyzacji banków przeprowadzonej w minionym 20-leciu oraz integracji krajowego sektora bankowego ze światem. Doprowadziło to do sytuacji, w której duże „polskie” banki są córkami ogromnych instytucji finansowych o światowej skali działania.
Model ten sprawdzał się i był chwalony przez ekonomistów aż do momentu, w którym objawiły się jego poważne wady, które (co warto podkreślić) były trudne do przewidzenia. Nikt bowiem nie był w stanie przewidzieć i w racjonalny sposób obronić tezy o skali nadużyć w światowym systemie bankowym. Nadużycia te to głównie hazard moralny związany z określeniem „za duży by upaść”, który był konsekwencją, ogólnie rzecz biorąc, nadmiernej monopolizacji rynku bankowego i idących za tym konsekwencjami objawiającymi się w gwałtowny sposób w przypadku kryzysu zaufania.
Sytuacja, z którą mamy do czynienia obecnie polega właśnie na takim kryzysie zaufania. Banki orientując się, że w ich bilansach znajdują się nabyte, w mniej lub bardziej świadomy sposób, duże grupy papierów dłużnych wyemitowanych przez kraje, które przez zbyt długi okres czasu miały dostęp do zbyt tanich źródeł finansowania, decydują się na ich sprzedaż, zanim kraje te będą zmuszone ogłosić bankructwo (lub „częściowe” bankructwo). Tym samym generują dużą podaż, która sprawia, że spada cena tych papierów, a rośnie rentowność. W ten sposób zamykają tym krajom dostęp do kredytu, gdyż nie są one w stanie udźwignąć kosztów tak drogiego finansowania, a tym samym nie są w stanie rolować długu. To pogłębia spadek wartości obligacji, tworząc w bilansie banków olbrzymią dziurę.
Wracając do sprawy polskiej, dziura w bilansach dużych banków zagranicznych musi zostać załatana. Wprawdzie spodziewają się one dokapitalizowania ze strony sektora publicznego, które najprawdopodobniej pomoże im przetrwać ciężkie czasy, żeby kolokwialnie nie powiedzieć „wywinąć się z problemów”. Zanim to jednak nastąpi, banki te będą transferować środki wypracowane w swoich oddziałach, które nie mają podobnych problemów płynnościowych i dysponują zdrowym bilansem, a z taką sytuacją mamy do czynienia w Polsce.
Polskie banki oparły się pokusie nadużycia wspominanej wcześniej i według badań KNF nie posiadają w swoich bilansach papierów dłużnych krajów borykających się z kryzysem zadłużenia. Mimo to, przez konieczność reperowania budżetów ich „spółek matek” kryzys dotyka ich bardziej niż można się tego było spodziewać, chociażby przez obniżanie ratingu.
Sytuacja ta niepokoi NBP i KNF, które chcą pomóc w akumulacji polskiego sektora bankowego w polskich rękach. Paradoksalnie aktualna sytuacja może sprzyjać takim działaniom. W związku z zawirowaniami na rynku światowym wycena polskiego sektora bankowego stopniała w ostatnich kwartałach o blisko 25%. Wszystko wskazuje na to, że nie wzrośnie ona w najbliższym czasie, wręcz przeciwnie.
Daje to szanse do okazyjnego nabycia przez krajowy kapitał. Niewątpliwie jest to zwrot o 180 stopni w stosunku do koncepcji sektora bankowego sprzed kryzysu. Żyjemy jednak w burzliwych czasach i musimy się z tym liczyć.
Komentarze 0