Klątwa strefy euro
Napotkałem na stronie New York Timesa wypowiedź Paula Krugmana dotycząca „klątwy strefy euro”. O tym zjawisku pisze również profesor Rybiński na swoim blogu. Obaj panowie przytaczają ten sam obrazek który i ja pozwolę sobie tutaj zamieścić.
Rzeczywiście sytuacja ma się ciekawie biorąc pod uwagę rentowności 10 – letnich obligacji obu krajów podobnych do siebie na wielu płaszczyznach (np. geograficznej, demograficznej, ekonomicznej, kulturowej). Z tą różnicą, że w Finlandii jest euro a w Szwecji nie ma. Przyjmując, że jedynym czynnikiem różniącym oba kraja, a zarazem kształtującym rentowność obligacji rządowych jest brak wspólnej waluty w jednym z nich to wniosek wydaje się prosty – kraje o solidnych fundamentach posługujące się Euro muszą płacić dodatkową premię za ryzyko związane z problemami zadłużeniowymi południa Europy. Zatem w cenie ich obligacji po części pojawiają się takie czynniki jak premia za upadek jednego z krajów strefy euro lub koszty pomocy finansowej dla jednego z nich, na które będą musiały się „złożyć” wszystkie pozostałe kraje.
Do tego zestawienia krajów północy warto chyba dodać jeszcze Norwegię. Kraj który nie jest ani w UE a tym bardziej w strefie Euro, mimo że gospodarczo jest podobny do pozostałych skandynawskich sąsiadów.
Jakie wnioski? Otóż dwa podstawowe. Po pierwsze rzeczywiście w ostatnich miesiącach widać pewien trend do spadku rentowności obligacji Norwegii (rentowność na poziomie ok. 2,45%) i Szwecji (ok. 1,75%) na tle obligacji Finlandii (ok, 3,08%).
Po drugie moim zdaniem jeszcze za wcześnie na nazwanie tego „klątwą strefy euro” ponieważ, jeśli przyjrzymy się obu wykresom bliżej to rentowność obligacji każdego z tych skandynawskich krajów od kwietnia do października solidarnie malała. Dopiero w ostatnich miesiącach doszło do odwrócenia tego ruchu w przypadku Finlandii. Co mogło wpłynąć, na fakt że wcześniej pomimo obecności w strefie euro i ewidentnych jej problemów 10-latki fińskie były „bezpieczną przystanią” europejskich inwestorów, a teraz stają się „mniej bezpieczne”? Z jednej strony być może dla inwestorów realniejszym zagrożeniem są problemy Włoch niż były Gracji. Realniejsze mogą się stawać również obawy o wielokrotnie omawianą zmianę kształtu strefy euro.
Z drugiej natomiast można twierdzić, że choroba jest przewlekła ale uleczalna (choć prościej byłoby pacjentowi amputować nogę). Pytanie czy już nie minęliśmy tego momentu, w którym Europie można było powiedzieć „koniec ratowania, mechanizm musi uleczyć się sam, nawet jeśli to miałoby oznaczać bankructwa krajów” i teraz zostaną one uratowane nawet jeśli to byłoby bardziej kosztowne niż bankructwo?
Osobiście naiwnym wydaje mi się taktowanie strefy euro, Unii Europejskiej oraz krajów pozostających poza tymi mechanizmami jako oddzielne podmioty. Siłą rzeczy skala tego problemu jest europejska, jeśli nawet nie światowa. Jeżeli inwestorzy są chociaż odrobinę racjonalni to zdają sobie sprawę, że problemy z którymi mogą mieć do czynienia w przypadku bankructwa Włoch w cudowny sposób nie ominą Szwecji dlatego, że nie posługuje się ona euro. W związku z tym skłaniałbym się bardziej ku twierdzeniu, że wzrost rentowności obligacji fińskich jest dziełem czynników, które w pewnym sensie rozłożą koszty ratowania strefy euro po równo na jej członków. Być może stąd idea euroobligacji (według ostatnich plotek porzucona) która niejako „z urzędu” zrównywałaby rentowności obligacji wszystkich krajów strefy euro, gdyż do tego i tak będzie dążył rynek?
Komentarze 1
Zadłużenie strefy euro | Investio.pl
[…] kryzysu zadłużenia oraz drogę rozprzestrzeniania się „wirusa” czy też „klątwy strefy euro„. Według niego kolejnymi krajami zagrożonymi niewypłacalnością są (co oczywiste) […]