Kontrola ryzyka
Goldberg w słynnym skeczu kabaretu „Dudek”, słysząc słowo „interes”, pytał „Ile można stracić?” Bo „Ile się zarobi, to się zarobi. Ja się pytam: ile trzeba mieć żeby ryzykować w razie, że się straci.” Myślenie o stratach inwestycji rzeczywiście może wydawać się absurdalne: w końcu nie po to się inwestuje, żeby tracić, tylko żeby zarabiać. Jednak nadmierna pewność siebie i poczucie nieomylności są jednymi z największych grzechów każdego inwestora. Utrzymywanie stuprocentowej zyskowności jest możliwe (i to nawet przez dłuższy czas), nigdy jednak nie może być absolutnej pewności, czy na świecie nie wydarzyło się coś niepodziewanego, o czym akurat nie wiemy, czy nie zmieniła się płynność albo czy zwyczajnie nie popełniliśmy jakiegoś drobnego błędu. Dlatego świadomość ryzyka powinna być fundamentem i podporą każdej transakcji.
Żeby inwestować jakkolwiek i nabywać doświadczenie, trzeba przede wszystkim utrzymać się na rynku. To jest najważniejsze. W drugiej kolejności należy nie tracić, a dopiero w trzeciej – zarabiać. Kolejny warunek nie może być spełniony bez spełnienia poprzedniego. A żeby utrzymać się na rynku, trzeba otwierać takie pozycje, żeby nie było możliwości zamknięcia ich przez brokera. Brokerzy zamykają stratne pozycje, jeżeli equity dojdzie do określonej wartości rachunku, np. 30%. Dokładne dane na ten temat znajdują się w umowie. Stracić na jednej transakcji 70% rachunku – to bardzo dużo. Autorzy książek sugerują podejmowanie o wiele mniejszego ryzyka: zwykle od 1 do 10%.
Można czasem spotkać się z opinią, że jeżeli straci się 1% rachunku, trzeba odrobić tylko 1,1%, jeżeli 10% – 11%, a jeżeli 50% – aż 100%. Osobiście uważam to jednak za błędne myślenie. Z jakiej racji należy oczekiwać od rynku, że cokolwiek nam odda? Rynek nie wie, ile pieniędzy mieliśmy wcześniej, a ile mamy teraz i nie kieruje się żadnym poczuciem litości. Jeżeli po otwarciu transakcji pojawił się sygnał, którego nie oczekiwaliśmy i zrozumieliśmy, że to był błąd, należy ją zamknąć ze stratą i nie myśleć więcej „co by było gdyby”. O stratnej pozycji należy pamiętać tylko po to, żeby nie popełniać w przyszłości podobnych błędów. To, że przed nią rachunek był większy, nic nie zmienia. Teraz jest taki, jaki jest i trzeba się skupić na dalszych inwestycjach a nie na hipotetycznym „odrabianiu”.
Kolejnym ciekawym pomysłem jest stosunek zysku do ryzyka. Spotkałem się z opiniami, że kiedy ustalimy już odpowiedni stop loss i wolumen tak, żeby nie stracić więcej niż, dajmy na to, 5% rachunku, należy ustawić take profit tak, aby zyskać 10%. Wtedy stosunek zysku do ryzyka wynosi 2/1. Tylko dlaczego ktokolwiek miałby nas nagradzać akurat takim zyskiem, a nie, na przykład 8%? Rynki nie zachowują się zawsze tak samo. Taka strategia z pewnością dobrze wpływa na psychologię inwestora, osobiście sugeruję jednak, żeby potencjalne zyski określać realistycznie – tak samo, jak ryzyko.
Przykład: Inwestor X ma rachunek wielkości 10 000 zł. Postanowił, że na każdej transakcji będzie ryzykował nie więcej niż 5% rachunku. Daje mu to margines bezpieczeństwa – może otworzyć kilka stratnych pozycji pod rząd i ciągle być na rynku. Znalazł okazję do inwestycji. Na podstawie analizy szacuje, że cena może się jeszcze cofnąć, zanim podąży w przewidywanym kierunku. Określa więc stop loss na poziomie 50 pipsów. Zakładając, że 1 lot to 32 zł, tak ustala wolumen transakcji, żeby na poziomie stop loss stracić 500 zł (w tym przypadku to 1,56 lota). Następnie ocenia zasięg potencjalnego ruchu i ustala poziom take profit. Zdecydował, że będzie to 120 pipsów od miejsca wejścia.
Na koniec pozwolę sobie zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: emocje. Żadna strategia – choćby nawet i sensowna – nie sprawdzi się, jeżeli będziemy co chwilę zmieniać zdanie i pozwolimy na to, żeby sprzeczne myśli targały nami we wszystkie strony. Żeby tego uniknąć, warto zrozumieć nasze własne zachowania (więcej w tych i podobnych wpisach: błąd konfirmacji, efekt pewności) i analizować swoje transakcje. Nadaje się do tego Dziennik Inwestora – narzędzie łatwiejsze w obsłudze niż odpowiednie tabele w Excelu i o wiele bardziej niezawodne niż własna pamięć.
Przedstawiona przeze mnie procedura nie jest jedyną słuszną. Spotkałem się już z innymi sposobami ustalania wielkości pozycji – inwestorzy ich używają i przemawiają za nimi pewne racje. Na przykład stały wolumen transakcji albo 100% skuteczności z bardzo dużym zapleczem kapitału. Przy ustalaniu swojej strategii warto jednak pamiętać o jednym: najważniejsze jest utrzymanie się na rynku. Zarabianie jest mniej ważne – wiąże się nierozerwalnie z nabytym doświadczeniem i wiedzą. A doświadczenia nie nabędziemy, jeżeli wyzeruje nam rachunek.
Treści przedstawione w niniejszym serwisie zostały przygotowane z należytą starannością i w oparciu o najlepszą wiedzę ich autorów. Mają one charakter informacyjny i nie stanowią rekomendacji ani porady inwestycyjnej w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 r. (Dz. U. z 2005 r. Nr 206, poz. 1715) w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców. Ich autorzy i serwis Investio.pl nie ponoszą odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie wyżej wymienionych treści, a w szczególności za straty z nich wynikłe.
Komentarze 3
slyqsx
Dobry wpis :)
slapie
Chyba Kazdy Trader powinien to przeczytac – i poczatkujacy i zaawansowany, bo jak wiemy pewnosc siebie gubi najbardziej. Dobre :)
JakubProkop
Serce roście, patrząc na te komentarze : )