Pomoc dla Hiszpanii i presja na pakiet prowzrostowy
„W miniony weekend Eurogrupa zaakceptowała pomoc w wysokości 100 mld euro dla hiszpańskich banków” – taka wiadomość obiegła w poniedziałek wszystkie serwisy gospodarcze. Tym razem politycy w UE zdecydowali się wylać wiadro wody w miejscu, w którym nie zrobiliby tego jeszcze kilka miesięcy temu. Być może ugasili w ten sposób pożar w zarodku lub, co gorsza zamaskowali problem na jakiś czas tak jak to było z pożyczkami LTRO. Gotówka wstrzyknięta w banki nawet nie otarła się o realną gospodarkę ponieważ nie zdecydowały się one na wzmożoną akcję kredytową. Bilanse w sektorze finansowym (nie tylko hiszpańskim) można krótkoterminowo uznać za uratowane, jednak na dłuższą metę większa ekspozycja na europejski dług rządowy może okazać się skrajnie niebezpieczna.
Niebezpieczna zwłaszcza w kontekście braku jakiejkolwiek stymulacji gospodarki realnej, co niejednokrotnie było podkreślane przez Paula Krugmana. Zwolennicy tej szkoły ekonomicznej wskazują na fakt, że podstawowym zagrożeniem, z którym trzeba się zmierzyć nie jest problem długu samego w sobie lecz przekonanie rynków, że ten dług zostanie spłacony. Tego nie da się osiągnąć bez wzrostu gospodarczego. Założenie to można przyjąć jako prawdziwe z jednym warunkiem, który jest opisany w każdym podręczniku ekonomii traktującym o keynesizmie – w czasie recesji rząd stymuluje gospodarkę zwiększając swój dług jednak w czasie prosperity rząd spłaca/ogranicza swoje zadłużenie. Taka racjonalność nie często ma miejsce we współczesnym świecie.
Z drugiej strony Niemcy forsują swój model oszczędności za wszelką cenę identyfikując jako główne źródło kryzysu nadmierne zadłużenie. Niewątpliwie mają w tym wypadku rację. Pytanie czy kuracja polegająca na radykalnym zmniejszeniu tempa jego narastania jest na pewno właściwa w tym właśnie momencie. Model niemiecki dla samych Niemiec przyniósł wiele korzyści, co widać po stanie ich gospodarki w tych burzliwych czasach. Jednak na dłuższą metę Europa stanowi system naczyń połączonych i prędzej czy później kryzys w pozostałych krajach wspólnoty może oznaczać chude lata dla naszych sąsiadów zza wschodniej granicy (dla Polski zresztą też). Nic nie wskazuje, żeby gospodarka miała nabrać rozpędu przy kontynuowaniu takiej polityki finansowej.
Komentarze 0